wtorek, 29 listopada 2011



Ciekawy punkt widzenia.

niedziela, 27 listopada 2011

środa, 23 listopada 2011


"Coś magicznego jest w tych wspomnieniach..." :)

wtorek, 22 listopada 2011

"(...) Wytrwale, rób swoje
Zostaw strach i paranoje
Możesz mieć wszystko, tylko nie od razu
Cierpliwie jedz, łyżeczką pomału
Praca nad sobą uczy pokory
Co przychodzi łatwo, łatwo odchodzi
A to co sam stworzysz przetrwa do końca
I ogrzeje serce mocniej od słońca
W imię Ojca, Ducha i Syna
W ludziach tkwi ogromna siła
Miłość, wiara, praca i przyjaźń
Kruszyła mury i góry przenosiła
(...)"

niedziela, 20 listopada 2011

Kot pewnego guru

"Co wieczór, gdy guru zasiadał
do odprawiania nabożeństwa,
łaził tamtędy kot należący do aśramu,
rozpraszając wiernych.
Dlatego guru polecił, by związać kota
podczas nabożeństwa.

Długo po śmierci guru
nadal związywano kota
podczas wieczornego nabożeństwa,
a gdy kot w końcu umarł,
sprowadzono do aśramu innego kota,
aby móc go związywać
podczas wieczornego nabożeństwa.

Wieki później uczniowie guru
pisali wielce uczone traktaty
o istotnej roli kota
w należytym odprawianiu nabożeństwa."

wtorek, 15 listopada 2011

Buka ft. Rahim - Danse macabre

Muzycznie coś ostatnio.




"Chodź zatańczymy dla nas ten ostatni raz.
Tu na zgliszczach świata, piękna, noc uniesie nas do gwiazd.
i zamalujemy wszechświat nasz bez używania farb,
akompaniamentem tętna, rytmu serca, nagich prawd.
Chodź pobawimy się dziś w berka z klepsydrą
i oszukamy zegar, gdy schowamy się pod cyfrą
i rozkochamy tarczę w sobie płynąc coraz wyżej,
tańcząc na lodzie ze wskazówkami zamiast łyżew.
Chodź zaśpiewamy dziś tak głośno jak tylko można,
gubiąc samotność i niech będzie zazdrosna.
Chodź zapukamy dzisiaj od tak w tęczy okna,
może jeszcze nie śpi i wpuści nas do środka.
Chodź zatańczymy dziś dopóki gra muzyka,
bo zanim dogoni nas świt tango zmieni na recital.
Nie pytając księżyca ten ostatni raz
dzisiaj na zgliszczach życia i niech kończy się świat.

Chodź zatańczymy (czymy czymy) walczyk
cyk cyk na tarczy niech tyka niech patrzy.
Chodź zatańczymy (czymy czymy) tango
dziś dance macabre naszą ostatnią randką.

Chodź zanurzymy się dziś w czeluściach czerni
pod płaszczem ciszy w objęciu szczelnym,
niech czasu miernik będzie nam odźwiernym
wyryje dwa serca w kamieniu węgielnym.
Wówczas wypełnimy nicość tangiem, uciekając przed pełznącym porankiem,
ów przystań będzie ostatnim przystankiem,
bo, gdy tam wejdziemy ktoś skradnie klamkę.
Wypłuczmy uczuciem goryczy szklankę
po czym zespólmy w jedność każdą tkankę.
Dodajmy, więc do wybranka wybrankę,
stwórzmy całość zamiast być ułamkiem.
Wspomnienia zaklęte w ramkę zostaną,
reszta jestestwa odda się zmianom.
Już prawie rano, oczęta plamią
ów wpatrzone w siebie szepczą dobranoc."

niedziela, 13 listopada 2011



On and on the rain will say
How fragile we are...

piątek, 11 listopada 2011

czwartek, 10 listopada 2011



"Mógłbym ci opowiedzieć (...) o wzroku syna, gdy matka zawodzi (...)"

poniedziałek, 7 listopada 2011

"Żeby osiągnąć mądrość, musisz nauczyć się słuchać 'szczekania wściekłych psów', dochodzącego z Twojej piwnicy"

Fryderyk Nietzsche

niedziela, 6 listopada 2011




Droga w lesie rozdzieliła się...

sobota, 5 listopada 2011

Jak można żyć bez sensu życia?: ortodoksyjny rabin

Wiele lat temu młody ortodoksyjny rabin, który przyjechał z zagranicy, zadzwonił do mnie z prośbą o konsultację. Powiedział, że chce zostać terapeutą egzystencjalnym i przeszedł specjalne szkolenie, ale odczuwa pewien dysonans pomiędzy swoimi przekonaniami religijnymi a moimi psychologicznymi koncepcjami. Zgodziłem się zobaczyć z nim i tydzień później wtargnął do mojego gabinetu atrakcyjny młody człowiek ze świdrującym wzrokiem, długą brodą, pejssami (długimi kręconymi baczkami), w jarmułce i - rzecz dość osobliwa - w tenisówkach. Przez 30 minut rozmawialiśmy o kwestiach ogólnych związanych z jego pragnieniem, żeby zostać terapeutą, i o konfliktach pomiędzy przekonaniami religijnymi a wieloma szczególnymi stwierdzeniami w moim podręczniku "Psychoterapia egzystencjalna".
Po pierwszej wymianie grzeczności jego postępowanie powoli się zmieniało i zaczął wypowiadać swoje przekonania z takim zapałem, że nabrałem podejrzeń, iż rzeczywistym celem jego wizyty było nawrócenie mnie i przekonanie do życia religijnego (nie byłby to pierwszy raz, kiedy przychodzi do mnie misjonarz). W miarę jak siła jego głosu rosła i wypowiadała słowa coraz szybciej, ja - co jest pożałowania godne- stawałem się coraz bardziej niecierpliwy, nieuważny i gotowy liczyć się ze słowami mniej, niż mam to w zwyczaju.
-Niepokoi pana realny problem, rabinie - zauważyłem. - Między naszymi poglądami jest zasadniczy antagonizm. Pańska wiara we wszechobecnego, wszechwiedzącego osobowego Boga, który na pana patrzy, ochrania pana i zaopatruje w sposoby na życie - taka wiara jest nie do pogodzenia z istotą mojej egzystencjalnej wizji człowieka jak wolnego, śmiertelnego, wrzuconego w pojedynkę i przypadkowo w niedbający o niego wszechświat. Z pańskiej perspektywy - mówiłem dalej - śmierć nie jest ostatecznością. Powiedział mi pan, że śmierć jest tylko nocą pomiędzy dwoma dniami i że dusza jest nieśmiertelna. Tak więc rzeczywiście pańskie życzenie, żeby zostać egzystencjalnym terapeutą, stwarza problem. Nasze dwie perspektywy są diametralnie różne, przeciwstawne.
- Ale pan - odpowiedział z wyrazem niepokoju na twarzy- jak pan może żyć, mając tylko takie przekonania? Żyć bez sensu życia? - zaczął wymachiwać palcem, wskazując na mnie. - Niech pan się głęboko zastanowi! Jak pan może żyć bez wiary w coś większego od pana? Mówię panu, że to jest niemożliwe. To jest życie w ciemności. Jak zwierzę. Co może mieć jakiekolwiek znaczenie, jeżeli wszystko jest skazane na unicestwienie? Moja religia daje mi sens, mądrość, moralność, pociechę od Boga, wyznacza drogę życiową.
- Nie uważam tej odpowiedzi za racjonalną, panie rabinie. Te dobra - sens, mądrość, moralność, dobre życie - nie są zależne od wiary w Boga. Ale tak, oczywiście, wiara powoduje, że ma pan poczucie bycia dobrym i szlachetnym, że doznaje pan pocieszenia: religie wynaleziono właśnie po to, żeby tak oddziaływały na ludzi. Pyta mnie pan: jak mogę tak żyć? Myślę, że żyje dobrze. Dla mnie przewodnikiem są doktryny stworzone przez ludzi. Wierzę w przysięgę Hipokratesa, którą składałem jako lekarz, i poświęciłem się w pomaganiu innym w zdrowieniu i rozwoju. Żyję w sposób moralny, przeżywam współczucie dla tych, którzy są wokół mnie. Mam pełne miłości relacje z rodziną i przyjaciółmi. I nie jest mi potrzebna religia do tego, żeby mnie zaopatrzyć w busolę moralną.
- Jak pan może tak mówić? - zauważył. - Ogromnie mi pana żal. Zdarza się czasem, że tak się czuje... Bez mojego Boga, bez moich codziennych rytuałów, mojej wiary, nie jestem pewien, czy w ogóle mógłbym żyć.
- A mnie się czasem zdarza myśleć - odpowiedziałem, już całkiem tracąc cierpliwość - że gdybym poświęcił swoje życie na to, w co się nie da uwierzyć, i miałbym spędzać dzień, wypełniając codziennie reżim 613 (w judaizmie powinno się przestrzegać 613 przykazań) , zaczął bym się zastanawiać, czy się nie powiesić!
W tym momencie rabin sięgnął po jarmułkę. "Oho - pomyślałem - o nie, on mi tego nie daruje. Posunąłem się za daleko! O wiele za daleko! Pod wpływem impulsu powiedziałem więcej, niż zamierzałem". Nigdy, przenigdy nie było moim pragnieniem podważanie czyjejkolwiek wiary.
Ale nie, on po prostu wyciągnął rękę, żeby podrapać się po głowie oraz wyrazić swój zawód i zdziwienie tym, jak głęboka przepaść ideologiczna nas dzieli i jak bardzo oddaliłem się od mojego dziedzictwa i mojej tradycji. Zakończyliśmy naszą sesję w atmosferze sympatii, a zarazem rozdzieleni, on zwrócony na północ, ja zaś na południe. I nigdy nie dowiedziałem się, czy kontynuował studiowanie egzystencjalnej psychoterapii.

fragment książki: Patrząc w słońce - Irvin D.Yalom

We wcześniejszym rozdziale autor opisywał, że nigdy w terapii nie starał się nikomu wpajać jakichkolwiek wątpliwości w wiarę. Natomiast w/w fragment, dał mi do myślenia na temat mojej wiary, która wszak mocno zakorzeniona nie jest. Co więcej trafiłem ostatnio na ciekawy, dający również do myślenia tekst o wyimaginowanym czajniczku, wymyślonym przez Bertranda Russella:

Czajniczek Russella, zwany też Niebiańskim Czajniczkiem, to wyimaginowany obiekt wymyślony przez Bertranda Russella jako odpowiedź na stanowisko, że to sceptyk musi udowodnić nieprawdziwości niefalsyfikowalnych postulatów religii. Analogia ta została zaprezentowana przez Russella w artykule "Is There a God?", zamówionym (lecz nigdy nie wydanym) przez magazyn Illustrated w 1952 roku.

Czajniczek krąży wokół Słońca po eliptycznej orbicie, lecz jest za mały do wykrycia przez nawet najlepsze teleskopy. W związku z tą jego właściwością nie można dowieść jego nieistnienia. Gdyby jednak ktoś utrzymywał, że czajniczek niewątpliwie istnieje, a skoro tego twierdzenia nie można podważyć, odrzucenie ich przez innych jest przejawem absurdalnych i nieracjonalnych uprzedzeń, to słusznie by uznano, że prawi nonsensy. Jednakże, gdyby obecność czajniczka potwierdzona była w starożytnych księgach, nauczana jako święta prawda każdej niedzieli i wtłaczana do umysłów młodzieży w szkole, jakiekolwiek wahanie w wierze w jego istnienie uznane byłoby za oznakę podejrzanej ekscentryczności, a osobnika wątpiącego wysłano by do psychiatry w bardziej oświeconych czasach lub w ręce inkwizycji w wiekach wcześniejszych.

W wydanej w 2003 książce A Devil's Chaplain Richard Dawkins rozwinął wątek czajniczka:

Przyczyną, dla której zorganizowane religie zasługują na potępienie, jest to, że w przeciwieństwie do wiary w czajniczek Russela, są potężne, wpływowe, mają korzyści podatkowe oraz zagwarantowany wpływ na dzieci zbyt małe by się bronić. Dzieci nie są przymuszane do spędzania decydujących o ich późniejszym rozwoju lat na czytaniu ilustrowanych książeczek o czajniczkach. Państwowe szkoły nie wykluczają dzieci, których rodzice upodobali sobie zły kształt czajniczka. Wyznawcy czajniczka nie kamienują niewierzących w czajniczek, czajniczkowych apostatów, czajniczkowych heretyków czy też czajniczkowych bluźnierców. Matki nie ostrzegają synów przed małżeństwem z czajniczkową sziksą, której rodzice wierzą raczej w trzy czajniczki niż jeden. Ludzie, którzy najpierw wlewają mleko nie rzucają na kolana tych, którzy najpierw wlewają herbatę.

Koncepcja czajniczka Russela została rozwinięta w humorystyczne parodie religijne, takie jak Niewidzialny Różowy Jednorożec i Latający Potwór Spaghetti.


(zaczerpnięte z Wikipedii)

piątek, 4 listopada 2011

Ograniczenia

"W takich chwilach jak ta, słuchając bitów jak ten
Nie mogę oprzeć się pokusie by zrobić wybór scen
Z DVD moich wspomnień
Niby nic zbiór lęków, fobii, ambicji, podniet
Szuflada wypluwa bodźce
Ja idąc po śladach staram się poskładać je
I nie skończę póki smak życia nie będzie tak świeży jak w dniu
W którym pierwszy raz poszedłem na czyjś grób

Znów czuję chłodny cmentarny wiatr
Urwane skrawki modlitw sprzed lat
I spokój, nie rozpacz, raczej pewność
Że spotka to nie tylko moich bliskich, ale wszystkich wokół
Podczas mycia zębów chociażby krew z dziąsła
Prowadzi do kolejnych poszlak
Smakuje tak jak wtedy kiedy pierwszy raz jako szczyl
Dostałem w ryj wielce dziwiąc się tym
Że jesteśmy tak skonstruowani by czuć później
Adrenalina sprowadza ciosy do muśnięć
I tylko słyszę w głowie huk
Gdybym mógł go zsamplować byłaby to najlepsza ze stóp

Sięgam do wspomnień, przysięgam, że

Należą do mnie te dobre i te złe
Cokolwiek nastąpi, wiem
Nie mogę od nich na zawsze odbić się"

Ten Typ Mes - Smak życia